Chęć posiadania tildowego królika była u mnie wielka.
Próbowałam wygrać jakiegoś w candy jednak nie udała się ta sztuka.
Postanowiłam, że sama spróbuję wykombinować takowego.
Przymiarki do wykonania były straszne. Ciągle tylko: "jak, kiedy, z czego?"
Gdyby z wszystkimi dotychczasowymi pracami tak było, to chyba niewiele udało by mi się dokonać ;o)
W końcu się odważyłam...wyciągnęłam maszynę i ....
Przedstawiam Wam Alberta, który sobie przycupnął w kocimiętce ;o)
Dobór tkanin rozwiązał się sam...
Kiedy moi synusiowie zobaczyli co robię, natychmiast zapałali chęcią do "pomocy".
Ten został już przywłaszczony przez najmłodszego...dla średniego ma być taki sam ;o)
Najstarszy też sobie zażyczył egzemplarz ;o)
Tak więc czas siadać do maszyny...